MARILLION - "An Hour Before I'ts Dark" /2022/
275066861 5073159929396528 5924702281758571188 n
Zacznę od tego, że nigdy nie skreślałem muzyków Marillion. Zawsze wierzyłem w ich twórczy potencjał, nawet jeśli na poprzednich albumach Marillion nie wszystko mi pasowało. Jednak nie sądziłem chyba, że ten potencjał kiedykolwiek wystrzeli z aż TAKĄ EKSPRESJĄ!
Do końca świata chyba będą trwały spory pośród fanów brytyjskiej formacji, którzy są podzieleni na wyznawców M z lat 80-tych, oraz tych, którym twórczość zespołu z Aylesbury jest bliska, bez względu na to, który wokalista stoi przy mikrofonie. Zdecydowanie należę do tych drugich.
Obydwu panów uważam za świetnie pasujących do Marillion. Po prostu każdy z nich śpiewa w M o nieco innej specyfice. I nagle stało się coś, co wydawało się być niemożliwe! Najnowszy album Marillion, „An Hour Before I'ts Dark” zdaje się zbliżać obydwa obozy fanów! To doprawdy niesamowite, kiedy widzisz pochwały nawet pośród wyznawców tylko i wyłącznie ery Fish'a.
Steve Hogarth jest mistrzem na tej pycie. Mistrzem kreowania emocji. Zawsze nim był, ale w tym materiale (podobnie jak na Brave, Afraid Of Sunlight czy Marbles) osiągnął poziom najwyższego wtajemniczenia! Inna sprawa, że kompozycje na nowej płycie są cholernie dobre! To zdecydowanie ułatwia wokaliście podejście do wyrażenia emocji.
Zachwyca mnie gra sekcji rytmicznej. Pete Trevawas i Ian Mosley grają jak za starych dobrych czasów. Brzmią jak rutyniarze, którzy... nie chcą popaść w rutynę. Są doskonali pod każdym względem, ale jednocześnie grają bardzo spontanicznie. Rzadko w dzisiejszych czasach chyba o sekcji rytmicznej można napisać aż takie słowa. Wszak arcymistrzowskie pary rytmiczne powoli odchodzą. Na szczęście panowie z Marillion trzymają wciąż sztamę i wierzę, że potrwa ona jeszcze dość długo.
Do klawiszowej ekspresji z kolei, Mark Kelly przyzwyczajał nas przez lata. Zarówno w Marillion, jak i w wielu innych, nazwijmy to, pobocznych projektach. Mark zawsze starał się być innowatorski. Co płyta to coś nowego. Jakieś brzmienie, sampelek, nowy pogłos. Na „An Hour Before I'ts Dark” zachwyciły mnie orkiestracje spreparowane przez Marka, oraz cudowne przestrzenie, jakie rozpościerają jego klawisze we wszystkich kompozycjach!
Na koniec musi być gitara! I łzy szczęścia mnie zalewają, że wreszcie, po kilku ładnych latach usłyszałem w Marillion to, za co wszyscy ten zespół kochamy! Wolną, totalnie wyzwoloną grę Steve'a Rothery. Wspaniale
się stało, że Steve przez kilka ostatnich lat działał trochę obok Marillion. Obok, a jednak z Marillion w sercu, grając to wszystko za czym zwyczajnie tęsknił! Nobla temu, kto wpadł na pomysł, by Rothery dostał znów mnóstwo gitarowej wolności. Potrzebował tego on sam, jak i cały zespół Marillion, dzięki czemu serca całej piątki muzyków, a także wszystkich fanów zespołu znów zaczęły bić mocniej. Widać to po licznych komentarzach i recenzjach. Usłyszymy to także przy okazji zbliżających się koncertów.
Płyta „An Hour Before I'ts Dark” została wydana w ciężkich czasach. Sam tytuł zdaje się to podkreślać. Ale te wszystkie kolorowe paseczki na ciemnym tle, tworzące wymowne koło, albo zegar, zdają się dodawać nam wszystkim otuchy. Wmawiać wszystkim razem i każdemu z osobna, że jeszcze nie wszystko stracone. Że jeszcze możemy dużą część tego lepszego świata uratować. Przepiękne, pastelowe, raczej ciepłe, nostalgiczne kompozycje, mogą dodać nam w tych wszystkich działaniach niesamowitego impetu! Wystarczy tylko tę przepiękną płytę przytulić do serca i zarażać tą muzyką innych, bo jest to absolutny majstersztyk!
Moja ocena: „szczęśliwy, że znów słyszę TAKI MARILLION” czyli 6/5
Marillion: Steven, H,, Mark, Pete, Ian Thank You!!!
Krzysiek „Jester” Baran