czaplin

„BYĆ JAK CHARLIE CHAPLIN” – monodram w wykonaniu Mateusza Deskiewicza, aktora Teatru Muzycznego w Gdyni.

„Być jak Charlie Chaplin” to brawurowa próba zmierzenia się z legendą. Najsłynniejszy komik kina niemego stał się ikoną popkultury już bardzo dawno temu. Jego znakiem rozpoznawczym były melonik, laseczka oraz charakterystyczny wąsik i to jest pewne. Potem pojawiają się już tylko pytania i wątpliwości. Nieprzypadkowo w konkursie na sobowtórów Charlie Chaplina sam Charlie Chaplin zajął… 3 miejsce, jak mówi jedna z najsłynniejszych anegdot związanych z reżyserem filmu „Dyktator”. Do dziś nie wiemy, kim był z pochodzenia i gdzie się urodził ten genialny aktor, scenarzysta i reżyser.

Oryginalny scenariusz Piotra Wyszomirskiego napisany współczesnym językiem, konfrontuje osobę i twórczość Chaplina z kondycją dzisiejszego aktora. Porusza nieoczywiste tematy, nie stroniąc od krytycznego spojrzenia na rzeczywistość. Tekst w formie monodramu przygotowany został pod konkretnego aktora i daje szerokie pole do ukazania jego scenicznych możliwości. Autor za medium i partnera nieprzypadkowo wybrał aktora teatru muzycznego.

Zakup biletów możliwy tylko w kasie biletowej Teatru Muzycznego w Łodzi.

Nagrody:

- nagroda indywidualna oraz honorowa na III Olsztyńskich Spotkaniach Teatralnych (marzec 2015)

- „Strzała Północy” na 3. Koszalińskich Dniach Monodramu – Debiuty (wrzesień 2015)

***

Fragmenty recenzji:

W Gdyni się udało! Mateusz Deskiewicz nawiązuje z Charliem na scenie piękny, ożywiający dialog. Prowadzi z nim rozmowy intymne. Wybornie naśladuje aktora w rolach włóczęgi i dozorcy, piekarczyka i marynarza, niańki i boksera, a po zapuszczeniu wąsika rozlicza wielkiego komika z licznego potomstwa i familijnych perypetii. Konfrontuje status materialny tamtej wielkiej legendy światowego ekranu z warunkami własnej egzystencji tu i teraz.

Dyskretnie też przypomina epokową pomyłkę Chaplina, kiedy wielki filmowiec nie rokował dźwiękowi w kinie długiej przyszłości. Trąca na stronie Bustera Keatona, wielkiego rywala Charliego. Nawiązuje także do znanej piosenki Mariana Hemara, która rozwścieczyła Adolfa Hitlera, po czym kapitalnie parodiuje pamiętną kreację Ludwika Sempolińskiego („Titina, ach, Titina”). Jest w tym spektaklu gryząca ironia, jest refleksja autoironiczna. Artysta dzisiejszy, w przeciwieństwie do Chaplina – „za dużo myśli, za mało czuje”. Respektując konwencję gagów Chaplina, twórcy gdyńskiego monodramu drwią z dziesiątków głośnych naszych absurdów i afer (wraz ze „wszystkimi tymi pierdołami naszego czasu”). Na osobną pochwałę zasługują wariacje Mateusza Deskiewicza na motywach „Hamleta”. Chwilami twórcy spektaklu ocierają się jakby o nowy „Paradoks o aktorze”. Henryk Tronowicz, Polska Dziennik Bałtycki

Mateusz Deskiewicz, trójmiejskiej publiczności znany najbardziej z ról w gdyńskim Teatrze Muzycznym, nie odtwarza w spektaklu postaci Chaplina. Jest tu przede wszystkim Aktorem, który w trakcie swojego monologu odgrywa własne reinterpretacje najsłynniejszych wcieleń komika. Jego Charlie Chaplin przepuszczony jest przez filtr pamięci, kultury; przywoływany za pomocą charakterystycznych gestów, które przesiąknięte są zarówno komizmem, jak i lirycznością. Aktor przypomina najsłynniejsze role Chaplina, lecz nie próbuje ich naśladować. W gdyńskim spektaklu otrzymujemy je w formie wspomnienia, wspomaganego charakterystycznymi dla komika kostiumowymi atrybutami – laską, melonikiem, lumpowatymi spodniami i historycznym już wąsikiem. Anna Jazgarska, teatralny.pl

Zwłaszcza pląsik, zwłaszcza lekkie ruchy, taniec, który cudem tylko może zmieścić się w maleńkiej przestrzeni sali Teatru Gdynia Główna oraz piosenki są biciem serca tego przedstawienia. Tak je zdominowały, że chwilami, w sytuacjach wymagających bardziej sprostania zadaniom pantomimicznym niż wymagającym tańca, bardziej z ducha kina niemego niż z estrad musicalowych, ruchy Deskiewicza bywały aż nadto „baletowe”. Aktor i Artur Guza, ukryty za pianinem autor oprawy muzycznej spektaklu, zgrali się jednak zadziwiająco dobrze. Lekkość, z jaką śpiewał i tańczył Deskiewicz, szła w pięknej parze z lekkością, swobodą, śmiałością i pomysłowością Guzy. Gdy do tego dodamy pomysłowe zaaranżowanie przestrzeni, mały performance rozpoczynający spektakl, połączenie tego autotematycznego teatru z żywymi obrazami – filmem Łukasza Czerwińskiego – otrzymujemy wciągającą, dobrą rozrywkę, dającą do myślenia i przekraczającą ciasny światek niedofinansowania i innych odwiecznych narzekań. Małgorzata Bierejszyk, Gazeta Świętojańska

Wzruszenie, zachwyt i szczery śmiech wielu widzów wywołał także, niezauważony przez obie kapituły jurorskie Mateusz Deskiewicz, który w monodramie „Być jak Charlie Chaplin” napisanym i świetnie wyreżyserowanym przez Piotra Wyszomirskiego, pokazał, co oznacza prawdziwy „teatr w walizce”! Deskiewicz na małej scenie zestawił dylematy wielkiego komika pierwszej połowy ubiegłego stulecia z problemami dzisiejszych aktorów i zrobił to wyśmienicie, w charakterystycznym stylu kina niemego, z wszelkimi atrybutami Chaplina, jego mimiką, ruchem, a także śpiewem. Wspaniały warsztat młodego aktora, dykcja, tempo gry czy zdolności wokalne – wszystko to sprawiło, że widz, choć nadążał za aktorem, nie był w stanie odpocząć, przetrawić gagów (wcale nie na niskim poziomie!), złapać oddech do kolejnego śmiechu, wytrzeć łzy, wczuć się w ironię, a nie tylko śmiać z tego, co aktualne, choćby w polityce. Bowiem to, co śmieszne w krótkim czasie może stać się groźne, o czym Deskiewicz przypomniał we fragmencie finałowej mowy Chaplina z „Dyktatora”. Na ile słowa są w stanie zmienić świat, skoro film mógł kiedyś istnieć bez słów, a aktor jakże często w dzisiejszym teatrze jest „gołosłowny”? Ten wielowarstwowy, intensywny monodram należałoby obejrzeć jeszcze i jeszcze raz! Aram Stern, menazeria.eu

REALIZATORZY:

scenariusz – Piotr Wyszomirski
reżyseria – Mateusz Deskiewicz, Piotr Wyszomirski
opracowanie muzyczne – Artur Guza
wideo – Łukasz Czerwiński
wykonawca ­– Mateusz Deskiewicz
czas trwania – około siedemdziesięciu minut