Nie ukrywam, że o Skuund dowiedziałem się, gdy usłyszałem zespół na antenie Pro-Radia. Niedługo potem, płyta trafiła pod moje strzechy do recenzji. To co usłyszałem faktycznie było nieoczekiwane, bo chyba nie spodziewałem się aż tak ciekawej i wciągającej muzyki. Zespół tworzy dwóch Polaków i Fin, panowie działają w Anglii i tam też nagrywali debiutanckie „Nieoczekiwanie”. Można nagrywać w Anglii po polsku? Można! I to z jakim wdziękiem. Zacznijmy od początku.

20200825 191037

Muzyka Skuund mocno nawiązuje do mrocznych lat 80-tych i 90-tych. Materiał zawarty na debiutanckim krążku stanowi melanż rocka alternatywnego i nowej fali w spowolnionym, nastrojowym wydaniu. Słychać też sporo nawiązań do post rocka, zwłaszcza w gitarowych melodiach, ale zapomnijcie o typowo post rockowych rozwiązaniach aranżacyjnych, tremolo czy gwałtownych zmianach nastroju. Atmosfera jest jednym z najważniejszych elementów muzyki Skuund, ale jest budowana powoli, stopniowo. Poszczególne kompozycje są spokojnie rozwijane, kolejne elementy dochodzą po kolei, każdy w swoim czasie. „Ostatni dzień” i „Opowiesz mu wszystko” zaczynają się od długich partii instrumentalnych. W obu wokal wchodzi nagle, jak grom z jasnego nieba. Wokalista śpiewa w specyficzny sposób, wyraźnie akcentuje poszczególne słowa, pomiędzy którymi są spore pauzy. Na szczęście, w kolejnych utworach Łukasz Nawrot śpiewa standardowo, bo ta początkowa maniera na dłuższą metę byłaby męcząca. „Za późno” jest jeszcze skromniejszy od dwóch pierwszych kawałków na płycie - przestrzenny, minimalistyczny, z wplecionym fragmentem „Psów” Pasikowskiego. Sporym zaskoczeniem na albumie jest „Requiem”, niby instrumentalny, ale z chóralnymi wokalizami w tle, budzi bardzo pozytywne skojarzenia z Dead Can Dance. Kwintesencją mrocznego, melancholijnego stylu Skuund jest „Szminka na szklance”. Wbrew pozorom, nie jest to kower „Lipstick on the glass” Maanamu, a raczej nawiązanie, własna odpowiedź na słynny przebój zespołu nieodżałowanej Kory. Utwór Skuund jest zupełnie inny muzycznie – powolny, schizofreniczny, duszny. Słuchając go, mam wrażenie, jakby podmiot liryczny pisał list do swojej, dawnej lub obecnej kochanki, z wnętrza ciemnego, zadymionego baru w starym stylu. Jednak, nie wszystkie kompozycje na „Nieoczekiwaniu” są jednoznacznie spokojne i smutne. Bardziej wyrazisty i melodyjny „Proszę trwaj” został też ciekawie zaśpiewany, z kolei shoegaze’owo–post rockowe „Oceany wspomnień” ozdabiają fajne gitarowe melodie. „Nie mogę bez ciebie zasnąć (zasypianka)” jest nostalgiczny i refleksyjny, ale niekoniecznie ponury, za to zamykający album „Sen o rejnisfjarze” to najmocniejszy utwór w całym zestawie, z intensywną pracą gitar.

Zespół Skuund zdecydowanie nie tworzy muzyki dla każdego. Wręcz przeciwnie, panowie wyraźnie tworzą dla siebie. To dobrze i to słychać. „Nieoczekiwanie” to bardzo szczera i osobista wypowiedź słowno-muzyczna. Dodatkową zaletą są polskie teksty, dość intymne, dotyczące głównie relacji damsko-męskich. Nie wiem jak Państwo, ale ja czasem bardzo potrzebuję posłuchać czegoś takiego. Wszystkim życzę takiej potrzeby i właśnie takiej na nią odpowiedzi.

Gabriel Koleński