„Chapter Zero” to drugi i jak dotąd ostatni pełnowymiarowy album zespołu Deyacoda. Grupa swego czasu odnosiła pewne sukcesy i cieszyła się niezłą popularnością, przewijając się nawet przez Antyfest Antyradia. Szczerze mówiąc, nie jestem pewien czy zespół w ogóle nadal istnieje, ale skoro mam okazję pochylić się nad jego płytą, to czemu nie.
240

„Chapter Zero” to drugi i jak dotąd ostatni pełnowymiarowy album zespołu Deyacoda. Grupa swego czasu odnosiła pewne sukcesy i cieszyła się niezłą popularnością, przewijając się nawet przez Antyfest Antyradia. Szczerze mówiąc, nie jestem pewien czy zespół w ogóle nadal istnieje, ale skoro mam okazję pochylić się nad jego płytą, to czemu nie. By w skrócie przybliżyć styl muzyczny Deyacody, można powiedzieć, że muzycy powyciągali najlepsze elementy z grunge’u i nu-metalu i połączyli je w jedną, bardzo dobrze brzmiącą całość. Zespół zdecydowanie gra ciężko, gitarowe riffy wbijają w podłogę, sekcja rytmiczna pracuje intensywnie i bardzo precyzyjnie, technicznie. Wszystko to spaja mocny głos wokalisty, który przeważnie śpiewa czysto, ale zdarza mu się czasem pokrzyczeć. Krzysztof Rustecki ma ciekawą barwę głosu i spore możliwości. Utwory zamieszczone na „Chapter Zero” nie są szczególnie skomplikowane pod względem formalnym, aranżacje też są dość oszczędne. Panowie są absolutnymi wyznawcami mocy gitarowych riffów, które napędzają większość całkiem przystępnych i chwytliwych kawałków. Oczywiście zdarzy im się trochę pokombinować z rytmem czy gitarowymi ozdobnikami, jak pod koniec singlowego „Unbroken” czy w „Nothing”, który ma w sobie coś z klimatu twórczości Tool. To tylko wyjątek, bo przeważa jednak styl bliski post grunge’u. Słychać go szczególnie w czterech pierwszych utworach na płycie, choć mechaniczne riffy w „The Way” brzmią jakby zostały zapożyczone z któregoś z lepszych kawałków Disturbed. Zdecydowanie wyróżnia się na albumie „Alive” – szybki, melodyjny, niemal punkowy utwór jest bardzo nośny. Wspomniany już „Nothing” i „Outro” są z kolei nieco spokojniejsze, bardziej majestatyczne, ale oczywiście niepozbawione kilku ciężkich riffów i bardziej melodyjnych zaśpiewów w refrenach.

„Chapter Zero” to album przeznaczony specjalnie dla miłośników prostego, ciężkiego, ale klimatycznego i umiarkowanie melodyjnego grania. Fanów takich brzmień chyba nigdy nie zabraknie, a jeśli ktoś nie załapał się na ostatni album Deyacody w momencie premiery, wciąż ma taką możliwość. Myślę, że warto z niej skorzystać.

Gabriel Koleński