heat

Lion Shepherd "Heat"

1. On The Road Again
2. Heat
3. Code Of Life
4. When The Curtain Falls
5. Dream On
6. Fail
7. Storm Is Coming
8. Dazed By Glory
9. Farewell
10. Swamp Song

Heat to druga płyta w dorobku zespołu Lion Shepherd, a właściwie duetu, który tworzą Kamil Haidar (voc) i Mateusz Owczarek (git). Pierwsza grupa, z której znam Kamila to nieistniejąca Maqama. Zostawiła po sobie jeden album wydany w 2009 roku Maqamat. Można powiedzieć, że Lion Shepherd, to spadkobierca Maqamy, choć Haidar stworzył ten zespół w 2008 roku, jeszcze bez Mateusza, z którym zaczął współpracować dopiero u schyłku Maqamy. Muzycy przypadli sobie do gustu, a raczej ich gusta i pojmowanie muzyki było na tyle podobne, że ich wspólne eksperymenty muzyczne zaowocowały powstaniem nowego projektu, któremu nadali nazwę Lion Shepherd. Po wydaniu pierwszego longplaya Heraeth we wrześniu 2015, razem z Riverside udali się w trasę koncertową, podczas której dali się poznać słuchaczom w ośmiu krajach europejskich. Wraz z nową płytą przyszedł czas na ugruntowanie pozycji zespołu nie tylko w kraju, ale również w Europie.

We wszystkich swoich projektach Kamil łączył solidne rockowe granie z klimatami etnicznymi, przede wszystkim bliskowschodnimi. Nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ w jego żyłach płynie krew syryjsko-polska (ojciec Syryjczyk, matka Polka) i choć urodził się w Polsce, to kilka lat dzieciństwa spędził w kraju, z którego pochodzi jego ojciec. Nie inaczej jest w Lion Shepherd.

Album Heat już przy pierwszym kontakcie (najpierw wzrokowym) robi bardzo pozytywne wrażenie. Jest wydany bardzo oryginalnie. Koperta rozkłada się nie jak tradycyjny digipack, ale na wszystkie cztery strony. W centrum znajduję się krążek z ciekawym nadrukiem greckiej róży wiatrów (jak mi się wydaje). Dzięki krótkiemu „googlowemu” śledztwu odgadłem, że nazwy na nim zapisane, to imiona greckich bogów wiatru. Cztery skrzydełka, to fragmenty map krajów bliskowschodnich. Wygląda to bardzo efektownie i myślę, że dobrze koresponduje z muzyką zespołu. Wszak Kamil z Mateuszem opisują ją jako mix world music, transu, progresywnego rocka, bluesa i motywów bliskowschodnich.

Co otrzymujemy, jeśli chodzi o muzykę? Na płycie znajduje się dziesięć utworów, kompozycje trwające od czterech do lekko ponad sześciu minut, wyjątkiem jest otwierający On The Road Again, który zamyka się w niespełna 160 sekundach. Już od jego pierwszych taktów słyszymy etniczne instrumenty strunowe i perkusyjne, które będą nam towarzyszyć już do końca płyty, choć z różnym nasileniem. Ta krótka kompozycja skutecznie wprowadza nas w klimat całego albumu. Zwraca uwagę bardzo staranna aranżacja, co przy tak wielu egzotycznych dla Europejczyka instrumentach jest godna pochwały. Pozycja druga to tytułowy Heat ze świetnym śpiewanym na wiele głosów refrenem. Numer trzy, czyli Code Of Life jest najmniej etniczny, bardziej elektryczny niż pozostałe utwory, w zasadzie poza „przeszkadzajkami”, czyli różnego typu perkusjonaliami nie słychać egzotycznych dźwięków. Ta kompozycja brzmieniowo najbardziej przypomina Lion Shepherd z pierwszej płyty. Później następują dwa singlowe numery When The Curtain Falls i Dream On. Prawdę mówiąc, nie wiem dlaczego zostały one wybrane jako pierwsze do promowania albumu, bo moim zdaniem nie są ani najlepsze, ani najbardziej chwytliwe w zestawie. Nie znaczy to, że są nieciekawe, ale dość podobne w klimacie, tempie i metrum. W pierwszym z nich duże wrażenie robi wokalny finał, ostatnie pół minuty bez instrumentów, za to z fantastycznym wielogłosem Kasi Rościńskiej. W drugim zwraca uwagę piękna, klimatyczna, bliskowschodnio brzmiąca solówka Mateusza na gitarze. Kolejny utwór to Fail, początkowo mroczny, ale z jednym z najbardziej przebojowych refrenów. Spodobała mi się w nim również linia basu. Storm Is Coming jest w dużej części oparty na kapitalnym gitarowym riffie Mateusza, mocnym, wręcz hardrockowym. Zespół pokazuje nam, że tradycyjne mocne rockowe granie nadal nie jest mu obce i stanowi jedną z podstaw muzyki Lion Shepherd. W kompozycji numer osiem - Dazed By Glory znów gitarzysta pokazuje swój nieprzeciętny talent. Wiele ścieżek gitary nałożonych na siebie w końcówce robi ogromne wrażenie. Utwór dziewiąty, to mój absolutny faworyt na płycie. Farewall jest najdłuższy, trwa ponad sześć minut. Zaczyna się od pięknego spokojnego śpiewu Kamila, piękna nieoczywista linia melodyczna, mocny refren, zróżnicowana dynamika, nieparzyste metrum – jak dla mnie zdecydowanie najlepsza kompozycja. Płytę zamyka Swamp Song, stanowiąca raczej wyciszenie emocji po wysłuchaniu poprzednich utworów. Również tutaj słyszymy bardzo chwytliwy refren, dobre fragmenty z gitarą akustyczną, nieco bluesowe i cudowną solówkę gitary elektrycznej. I to już koniec płyty, która mogłaby jeszcze trwać, bo wcale nie mam dosyć po dziesięciu utworach.

Jaka jest moja opinia o Heat? Może nie będzie to hit w rozumieniu radiowym. Dzisiaj rozgłośnie radiowe ogólnopolskie i komercyjne emitują muzykę z hitami, które są „kitami”(nie bójmy się powiedzieć tego głośno). Druga płyta Lion Shepherd ukazuje nam zespół dojrzalszy, bardziej świadomy tego, co chce przekazać swą muzyką. Osobiście uważam ją za lepszy materiał niż Heraeth. Jest bardziej akustyczna, pojawia się więcej etnicznych, egzotycznych instrumentów (oud, perski santur, dzwonki tybetańskie, 12-strunowe gitary czy hinduskie perkusjonalia), są świetnie chórki i wielogłosy wspomnianej Kasi Rościńskiej. Muzyka Lion Shepherd na Heat jest bliższa nurtowi world music, jednocześnie nie zrywa z tradycyjną muzyką rockową gitarową zachodniego świata. Kapitalne połączenie dwóch światów. Myślę, że tym albumem Kamil i Mateusz maja ogromną szansę zrealizować to, co jest ich celem, czyli potwierdzić i ugruntować swoją mocną pozycję na muzycznym rynku – rodzimym i zachodnim. Życzę im tego, mając nadzieję na niezapomniany show na warszawskim festiwalu Prog In Park, bo będzie to pierwsza moja koncertowa styczność z Lion Shepherd, po której sobie dużo obiecuję.

Tomasz Michel